Śliskie zdarzenie

Śliskie zdarzenie

Na własnej skórze mogłam się przekonać, że kości mam mocne. My szpiczakowcy bardzo musimy uważać na swój układ kostny, bo to właśnie on jest atakowany przez plazmocyty mnożące się w szpiku. W okresie zimowym jest on dodatkowo narazony na rózne nieoczekiwane zdarzenia.

Jak co dzień wyruszyłam z Tośką na spacer. Był słoneczny choć mroźny dzień, a więc pogoda idealna na spacery. Aby dotrzeć na pola, które są wyjątkowo wdzięcznym terenem, z dala od siedzib ludzkich i ujadających psów, musiałam przejść kilka ulic i gorzej czy lepiej odśnieżanych chodników. Prawo mamy takie, że każdy właściciel posesji ma obowiązek dbania o swój chodnik przy jezdni. Miałam pecha i trafiłam na chodnik, o który właściciel specjalnie nie dbał. Mogłam się o tym przekonać, gdy jak długa wylądowałam na nim tylną stroną mojego ciała. Pod delikatnym śniegiem lśniła lodowa warstwa, śliska jak diabli. Pech chciał, że musiałam właśnie tamtędy przechodzić. Chodnik miał dodatkowy przechył w stronę jezdni, tak więc byłam bez szans. Poczułam tylko piekielny ból w prawym pośladku i lewym nadgarstku ręki. Nie zerwałam się szybko na nogi, bo wiek już nie ten i ból też niczego sobie. Tośka wróciła szybko, bo zaniepokoiła ją moja dziwna pozycja i lizaniem okazała swoje współczucie. Nie powiem, empatii w sobie miała moc i skutecznie utrudniała mi podniesienie się przynajmniej na kolana. Zdawałam sobie sprawę z tego, że widok przedstawiałam żałosny. Jakaś pani ruszyła także w moim kierunku, ale już pomału dochodziłam do siebie. Szybko przekonałam się, że wszystkie naciągnięte więzadła czy ścięgna wracają już na swoje miejsce i mogę poruszać rękami i nogami. Byłam cała! To dobrze. Tylko brak by mi było złamań przy moim szpiczaku.

Na spacer poszłam mimo wszystko. Powoli ból mijał i pod koniec spaceru prawie nie było śladu po wypadku. Jak się okazało dopiero na drugi dzień wszystko odżyło. Ręka spuchła, a całe niemal ciało dawało o sobie znać rwącym bólem. Pomna niemiłych doświadczeń zabrałam się za odśnieżanie własnego chodnika, by nikt nie miał podobnych do moich przygód. Przecież w razie złamań miałby prawo do odszkodowań. Wolę jednak tego nie sprawdzać i życzę wszystkim udanych zimowych przechadzek. Uważajcie na śliskie powierzchnie, bo skutki nieuwagi mogą być bardzo nieprzyjemne.

Zimowy spacer

Słońce przegląda się w lodowym lustrze

Kolejny raz upewnia się

O swojej urodzie

Łaskocze śnieżne płatki

Strąca szronowe igiełki

Walczy z mrozem o długość sopli

Drzewa rzucają smukłe cienie

Na białym ekranie

Tropy na śniegu

Dowodzą nocnych zdarzeń

Lśni śnieżnobiała suknia Pani Zimy

Odurzona i oczarowana

Skąpana w słońcu

Jestem częścią tej zimy 

                                                                                                                                                    (B.F.)

2 Responses

  1. Dzien dobry, z ciekawoscią przeczytałam wpisy na blogu. Widzę, że jakiś czas temu rozpoczęła Pani terapię daratumumab+deksametazon+bortezomib. Czy nadal Pani przyjmuje ten schemat? Widzę w opisie, ze podaje się go do progresji choroby lub nieakceptowalnej toksyczności.

    • U mnie Daratumumab przestał działać, ale być może przyczynił się też do mojej oczekiwanej przerwy w leczeniu. Nie pozwoliłam podać po nim Pomalidomidu i ta przerwa w leczeniu zahamowała białko. Szpiczak śpi. Jestem szczęśliwa. Już rok nie biorę żadnego leku. Pozdrawiam.

Leave a Reply