Idą święta!

Idą święta!

Z zadumy wyrwał mnie powiew lekkiego wiatru, który poruszył wierzchołkiem wysokiego świerku, pierwszego w szpalerze drzew rosnących wzdłuż ogrodzenia. Gałęzie zrzuciły z siebie śnieg ku zdziwieniu pozostałych drzew, stojących sztywno w pozycji musztry. O czym to ja myślałam, idąc świeżo odśnieżonym chodnikiem? Ach święta!

Tak. Znów się zbliżają. Dziwny to czas. Jedni czekają na nie z niecierpliwością, planują potrawy, prezenty, niespodzianki… Z dreszczykiem pozytywnych emocji ubierają choinkę, dekorują pokoje, wieszają jemioły. Wierzący idą do kościoła, oczyszczają sumienia na kolejne występki, czynią dobro zapełniając wszelkie szlachetne paczki i paczuszki.

Inni o świętach myślą z niechęcią. Nic dziwnego skoro kojarzą się im z kłótnią przy rodzinnym stole, z wyrzutami, pretensjami i starymi ranami rozdrapywanymi rok rocznie przy wigilijnym stole, gdy spod białego obrusa, oprócz sianka, wysuwają się rodzinne demony. Są i tacy, którzy na święta planują pobyty w sanatorium czy zagraniczne wczasy, by uciec od tego, co niesie ze sobą ten czas.

Ja jestem tradycjonalistką.

Jedną z tych, którzy nie wyobrażają sobie świąt bez rodziny, dzieci i wnuków. Bez bałaganu w pieczołowicie wysprzątanych pomieszczeniach, hałasu rozmów, nawoływań i śpiewu kolęd. Bez szorowania blach po pieczonych kurczakach, mycia talerzy po czerwonym barszczyku z uszkami czy smażonym karpiu. I choć nie lubię bólu stóp po tej świątecznej bieganinie, to zawsze jestem wdzięczna opatrzności za to, że dane mi jest świętowanie w gronie najbliższych, nawet jeśli jest to okupione zmęczeniem.

Wiem doskonale, że jest całe grono ludzi, którzy bardzo by chcieli tak się czuć. Nie jest im to jednak dane. Często bowiem biel świątecznego obrusa zastępuje im biel lekarskiego fartucha i ścian szpitalnej sali. Podłączeni do kroplówek leżą na niewygodnych łóżkach lub snują się po korytarzach pchając przed sobą stojak z woreczkiem życiodajnego płynu. To jest ich barszczyk, karp w galarecie i makowiec w jednym. Przestańmy więc gderać i narzekać. Bawmy się, cieszmy swoją obecnością, świętujmy na całego, bo nie wiemy, co nam przyniesie Mikołaj na kolejne święta.

4 Responses

  1. Czy jest możliwość kontaktu telefonicznego. Nam też szpiczaka i jestem na tym samym etapie ci Pani i czeka mnie decyzja o przerwaniu . Chciałbym porozmawiać o aktualnym leczeniu i kilku innych sprawach , pozdrawiam Marek

    • MArku przepraszam cię ,że nie odpowiedziałam Odkąd mam przerwę niechętnie zaglądam do bloga, bo przypomina mi o chorobie. Wierzę, że podjąłeś już decyzje co do leczenia. Jeśli chcesz porozmawiać, jestem do dyspozycji. Mój telefon to 506 225 576

  2. To prawda lubimy narzekać, a tysiące ludzi chciałoby być na naszych miejscach i świętować z bliskimi.
    Nie ma, przynajmniej dla mnie nic ważniejszego bo to bliscy w święta są dla mnie najważniejsi.
    Pamietam święta podczas których wraz z siostra z powodu śniegu i zimy utknęłyśmy miedzy lotniskami – mieszkałyśmy wtedy obie w UK i rok wcześniej nie było nas stać na bilety do domu:( dlatego tak bardzo chciałyśmy być kolejne święta w domu – niestety nie było nam to dane – płakałam widząc razem rodziny bo tak bardzo uświadamiało mi to jak ważni są zwłaszcza podczas takich dni bliscy. Z wiekiem doceniam jej coraz bardziej. I życzę zarówno pani jak i sobie byśmy takich świat z kochanymi ludźmi miały przed sobą jak najwiecej
    Pozdrawiam cieplutko
    Karolina

    • Grunt to rodzinka! Dziękuję za ten wpis i przepraszam, że nie odpowiedziałam.Rodzina jest ważna także w godzinach próby. O ile łatwiej chorować, gdy mamy obok siebie kochane osoby. Życzę częstych spotkań rodzinnych. Nie tylko w święta.

Leave a Reply