Hej! Jestem 58-letnią szczęśliwą żoną, matką, babcią i (niestety) posiadaczką osobistego szpiczaka mnogiego. Ten ostatni pojawił się i zadomowił bez mojej zgody, bez zaproszenia czy usilnego zabiegania o niego. Jest i podobno muszę się z tym pogodzić, bo alternatywy nie ma. Mam dwie możliwości: albo siąść i użalać się nad sobą, albo brać życie za bary, bo żyję, choć pewnie inaczej. Wybieram drugą opcję! Ten blog ( jak wiele istniejących) jest próbą podzielenia się z innymi moimi doświadczeniami w walce z tą chorobą, ale też swoistą sesją terapeutyczno-relaksacyjną dla mnie. A co? Wolno mi w tych okolicznościach być egoistką!

Dlaczego SZPICZAK MOJA DROGA?

Zastanawialiśmy się nad nazwą bloga, która ujmowałaby przynajmniej w części jego treść i sens. Pomysłów było kilka, ale chyba najtrafniejszy jest „ Szpiczak moja droga”. Bo to mój szpiczak, moja choroba i moja droga życiowa.

Szpiczak jest dziwnym nowotworem, wprawdzie mechanizm jego niszczycielskiej siły jest lekarzom doskonale znany, ale niewiadomą jest zawsze, jakie będą efekty jego leczenia u konkretnych pacjentów. Nie ma jednej jednolitej kuracji, która by się sprawdzała u wszystkich chorych. Każdy pacjent jest inny i zupełnie inaczej reaguje na różne leki. To, co było skuteczne u jednych, może w ogóle nie zadziałać u innych. Tak więc chcę opisywać moją drogę walki z tym intruzem. Nie będę się wymądrzać, bo nie mam wykształcenia medycznego i w dodatku nie czuję najmniejszej potrzeby pogłębiania wiedzy. Całkowicie ufam mojemu lekarzowi i akceptuję jego decyzje w sprawie mojego leczenia. I niech tak zostanie. Chcę się jedynie dzielić z innymi doświadczeniami, odczuciami, emocjami… Może, gdy przeczytają to, co tu napiszę, będzie im choć odrobinę lżej w codziennej własnej walce o jutro.