Coś się święci

Coś się święci

Od pięciu lat żyję z piętnem nieuleczalnej choroby. Tej najgorszej, której wszyscy panicznie się boją, o której nie chcą nawet myśleć, a co dopiero czytać czy rozmawiać. Co za ironia. Latamy w kosmos, zanurzamy się w głębiny, mienimy się najmądrzejszymi z istot, a rak był, jest i pewnie długo jeszcze będzie niepokonany.

To prawda, że w ostatnim czasie poczyniliśmy pewne postępy, ale ciągle nie ma czarodziejskiej tabletki, która pokonywałaby tego gada. Co chwila dowiaduję się o jakimś przełomie. Co raz czytam o naukowcach w różnych częściach świata, którzy coś tam testują, wymyślają, wypróbowują… Ogłaszają, że to prawie już, tylko dotknąć, że na wyciągnięcie ręki…Jakiś lek, który ma zabić, który celuje w samo jądro komórki nowotworowej, który rozsadzi, zabije, zniszczy… Chłonę te informacje z drżeniem serca, łudząc się, że tym razem to już na pewno ziści się mój sen o uzdrowieniu. Rozczarowanie przychodzi z kolejnym artykułem.

Joe Biden ogłosił strategię walki z rakiem. Chce być prezydentem, który pokona nowotwory. Program „Cencer Moonshot” raz na zawsze położy kres wszystkim znanym nowotworom i wyleczy je raz na zawsze. Podpisał rozporządzenie w dziedzinie biotechnologii i bioprodukcji, by zmobilizować amerykańską innowacyjność w tej dziedzinie. Mnie i wszystkim chorym nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na efekty tego programu. W końcu jeśli jakieś będą w USA to i my tu w Polsce dostaniemy jakieś ochłapy.

Dziś dowiaduję się, że najważniejsza jest pierwsza linia leczenia. Szybkie zastosowanie najlepszego leczenia sprawi, że pacjent może żyć długo, a jakość jego życia będzie najlepsza. No pięknie! Ja dostałam przeklęty Talidomid, który zupełnie nie poradził sobie ze szpiczakiem, ale skutecznie poraził mój układ nerwowy, fundując mi tym samym dożywotnią polineuropatię. Nie powinnam narzekać. Czasy się zmieniają, zmieniają się też metody leczenia. I tak miałam szczęście, że choruję w tych czasach, a nie jakieś dwadzieścia lat wcześniej. Trochę mniejsze szczęście, że przyszło mi chorować w Polsce, gdzie refundacja leków woła o pomstę do nieba. Mimo wszystko jestem optymistką. Wierzę, że w końcu się uda. Że przyjdzie czas, gdy molekularne kody genowe będą kierować leki i terapie dokładnie do odpowiednich tkanek, skutecznie zabijając raka, bez czynienia szkód. Że prosty test krwi wykryje raka w początkowym jego stadium, a szczepionka zapobiegnie jego pojawieniu. Trzeba tylko tych czasów dożyć. Chorzy tego czasu nie mają zbyt wiele, więc mogliby się pospieszyć z tymi wynalazkami.

Póki co dbajmy o kondycję naszego układu odpornościowego. Od niego w końcu wszystko zależy.

2 Responses

Leave a Reply