Dobre wieści

Głupi to ma jednak szczęście. Poświąteczny wyjazd do Lublina zepsuł mi niestety atmosferę świąt. Wokół radość, dzieci, wnuki, świąteczna krzątanina, spacery, rozmowy, a z tyłu głowy jedna myśl. Co powie lekarz? Jak bardzo wzrosło białko monoklonalne, bo że wzrosło, w to nie wątpiłam.
Ostatnio maszerowało do góry i zakończyło się poziomem 1,9. Tak przeraźliwie blisko trójki, która zmusi mnie do podjęcia leczenia. Nie chce mi się nawet o tym myśleć. Te wyjazdy, wkłucia, wlewy, zastrzyki… Skóra cierpnie. Tak mi dobrze bez tego leczenia. To już półtora roku laby. Ostatnią noc przed wizytą prawie nie spałam. Krótkie drzemki kończyły się ściskiem przepony i dusznościami. Nie potrafię nad tym panować. Cud, że nie wpadłam do tej pory w depresję. Ta moja skłonność do czarnowidztwa…
Ale wracam do mojego szczęścia. Otóż okazało się, że moje wyniki są rewelacyjne, a białko stoi na tym samym poziomie. Nie mogłam uwierzyć. Lekarz także, bo tak naprawdę nie znamy przyczyny. Biorę Methadon, curcuminę, korzeń mniszka lekarskiego i ostatnio jeszcze chińskie grzybki. Coś zadziałało!
– Musi mi pani dać nazwę tych grzybów- powiedział lekarz,- bo Methadon sprawdza się wyśmienicie. Niektórym zupełnie niweluje objawy polineuropatii. Wiedziałam o tym doskonale, bo przecież to ode mnie brał namiary na lekarza w Niemczech przepisującego to lekarstwo, widząc, jakie efekty przynosi u mnie. Mam ogromne szczęście, że trafiłam na lekarza otwartego na wszelkie sugestie. Kiedy inni kategorycznie zabraniali przyjmowania D-L Methadonu, on stwierdził, że nie może pozbawiać mnie szansy na cud. Jeśli wierzę, że to mi pomoże, dlaczego ma mi zabraniać. No i okazało się, że pomaga. Poleca więc ten lek innym, bo w Polsce nic się nie sprawdza przy polineuropatii. Wypróbowałam chyba wszystko. Ostatecznie szczęśliwa wróciłam do domu, dziękując Najwyższemu, że miał mnie na uwadze przy ogromie innych spraw. Mogę nadal chodzić na spacery, żyć swobodnie, nie myśląc (na ile się da) o chorobie. Wiosna daje o sobie znać. Zachwycam się każdym kolejnym kwiatkiem i motylem. Wystarczy, że dłużej przygrzeje słońce, a już się pojawiają. Ciekawe gdzie się chowają, gdy spada temperatura, co w kwietniu zdarza się ciągle. Mamy swoje ptaki cierpliwie karmione przez okrągły rok. Odwdzięczają się śpiewem i harcami wśród ogrodowych roślin. Piękny widok!
Dom opustoszał po świętach. Wszyscy rozjechali się do swoich miast i spraw. Ucichł gwar i śmiech maluchów, które ruszyły do szkoły, przedszkola i żłobka. Jeszcze jedno maleństwo cierpliwie czeka w brzuszku swojej mamy, by pojawić się na tym świecie i w naszej rodzinie. Jest dla kogo żyć! Jakaż to motywacja do walki z chorobą! Wysprzątałam dom, pościerałam zapomniane i nowe kurze, wyszorowałam płytki w łazience, uprałam pościel po gościach. Teraz czekam, aż cykl rozpocznie się od nowa. Majówka już za progiem.
Leave a Reply