Karetką na sygnale

Karetką na sygnale

 W poniedziałek po kolacji, zaraz po przekazaniu wyników morfologii mojemu hematologowi do Lublina, Miśka z Grześkiem musiała wezwać do mnie karetkę pogotowia. Ależ się przeraziliśmy! Nie wiem, co spowodowało atak, ale koniec końców wylądowałam w szpitalu.

A było to tak. Jak co dzień przed podaniem leków, tak gdzieś przed osiemnastą zjadłam kolację (dwa jajka na miękko). Potem kęs chałwy, bo choć nie powinnam jeść słodyczy zdarzają mi się niestety odstępstwa od tej reguły. Powiedziałabym nawet, że ostatnio coraz częściej. To chyba moje wrodzone łakomstwo. Na koniec połknęłam dwie cząstki surowego jabłka i … zaczęło się. Rozpierający ból w klatce piersiowej, promieniujący do obu piersi. Już kiedyś miałam podobny, znacznie słabszy. Wtedy stwierdzono, że gazy żołądkowe uciskają splot nerwowy przy mostku. Sądziłam, że i tym razem to minie, ale skąd! Ból narastał, stawał się nie do zniesienia. Dodatkowo zalały mnie poty i ogarnęła ogólna słabość z mdłościami i lekkim bólem jelit. Przyjechała karetka. Nie byłam w stanie usiąść, musieli mnie znieść na noszach. Nie mogli zrobić EKG, końcówki aparatury spływały po mokrej skórze. Nie wyszło też nakłucie, bo żyły, zawsze chętne do współpracy, tym razem zwiały w głąb ciała. Zabrali mnie do karetki i w trakcie jazdy, chwilami po śnieżnych wertepach, stał się cud! Ból przeszedł. Mogłam złapać oddech, przejaśniało mi w oczach. Ulga! W życiu nie byłam tak wdzięczna Stwórcy, że o mnie nie zapomniał.

W szpitalu czułam się jak VIP

Zostałam w szpitalu dwa dni i dwie noce, świadoma, że moja odporność w drugim tygodniu po wlewie pikuje w dół. W ostatniej morfologii miałam tylko 0,73d/dl neutrofilii. Lekarz nie zalecił jeszcze zastrzyków z czynnikiem wzrostu, ale nie sądził, że spotkają mnie takie niespodzianki. W szpitalu zrobili mi serie badań, personel przemiły. Odizolowano mnie od sal, bo nie od dzisiaj wiadomo, że szpitale są siedliskiem przeróżnych zarazków, więc ryzyko infekcji ogromne. Byłam zdumiona, że o tym pamiętano, ale też cały czas byli w kontakcie z moim prowadzącym mnie hematologiem. To się nazywa profesjonalna opieka! W USG jamy brzusznej wyszło, że pojawiły się kamienie w woreczku żółciowym. No niech jeszcze i to! Za mało mam tego rodzaju atrakcji w moim życiu! Ostatecznie nie wiem, co było przyczyną bólu. Możliwości jest kilka: nerwoból spowodowany gazami żołądkowymi uciskającymi na splot nerwowy, bliżej nieokreślony skurcz mięśniowy także uszkodzonej śluzówki czy złogi w przewodach żółciowych. Na szczęście wykluczono problemy z sercem. Nie wiedzą na pewno tego i lekarze, ale faktem jest, że zrobiłabym wiele, by się ta sytuacje nie powtórzyła. Organizm się buntuje. Też bym się buntowała, gdyby truto mnie bez ustanku przez dwa lata.

Nie ma jak w domu

Jest środa 30.01. 20019 r. Jestem już w domu szczęśliwa, że w nim jestem. Telefony nie milkną. To ci, którzy się o mnie martwią. Sprawdzeni i zahartowani w boju przyjaciele i rodzinka. Wysłałam już informację do lekarza prowadzącego, bo o to prosił. Czuję się spokojna i bezpieczna. Jest tak, jak być powinno. Tak jak kocham najbardziej na świecie.

Leave a Reply