Mój wirtualny świat i blogowa terapia
Sześć lat temu dowiedziałam się, że w moim ciele zagnieździł się szpiczak. Okropne choróbsko atakujące mój szpik. Diagnoza była druzgocąca i dosłownie zwaliła mnie z nóg. To był najgorszy, najtrudniejszy czas w moim życiu. Wtedy to zaczęłam pisać bloga.
Pozwolił mi w tych najtrudniejszych chwilach oderwać się od choroby. Umożliwił mi rozładowanie dławiącego napięcia, jakie towarzyszy każdej walce o życie. Założyłam też profil „szpiczakowy” na Facebooku, zaczęłam prowadzić Instagram. Dzięki temu mogę dzielić się z innymi emocjami, doświadczeniami i przeżyciami, opisując każdy dzień zmagań. Zadziałało jak sesja terapeutyczna, swoiste katharsis duszy i ciała.
Na Facebooku dotarłam do ponad 500 odbiorców. Są wśród nich ludzie, którzy tak jak ja, zmagają się z chorobą. Są też tacy, którzy mają u swego boku kogoś chorego, na którym im bardzo zależy. Chcąc pomóc, szukają informacji u źródła, a ja po sześciu latach jestem źródłem bardzo wiarygodnym, bo szczerym. Opisywałam pobyty na oddziale, prezentowałam swoje wyniki w kolejnych liniach leczenia, pisałam o reakcjach organizmu na działanie poszczególnych leków, także w badaniach klinicznych. To wiedza bardzo przydatna dla kogoś, kto dopiero zaczyna zmagania z chorobą.
Wierzę, że moje doświadczenia ułatwiły komuś leczenie. Jeśli pomogłam choć jednej osobie, to było warto.
Zyski i straty
Kontakt z tymi osobami dla mnie jest bardzo budujący i oczyszczający. Za to z całego serca szczerze dziękuję. Świadomość, że nie nie jestem jedyna cierpiąca, że są inni z tym samym problemem, podnosi na duchu. Trochę to egoistyczne, ale prawdziwe. Jestem w dosyć komfortowej sytuacji, bo wraz z diagnozą mogłam przejść na wcześniejszą emeryturę i w całości poświecić się walce. Byłam nauczycielką w gimnazjum, więc trudno byłoby mi w tym stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków. Nie mogłam tego zrobić moim uczniom, którzy zasługiwali na pełne zaangażowanie wychowawcy i nauczyciela. Pożegnałam więc uczniów i szkołę i egoistycznie skupiłam się na sobie i swojej rodzinie.
Na Instagramie umieszczam swoje zdjęcia, które powstają w czasie codziennych spacerów. Nie wstawiam reklam, bo nie jest to sposób na dodatkowy zarobek, ale metoda leczenia i relaksu. Zatrzymałam się w biegu, dzięki czemu zaczęłam dostrzegać detale otaczającego świata. Nic w życiu nie jest nam dane na zawsze. O wszystko trzeba dbać i zabiegać. Teraz już wiem, że każdy dzień jest cudem, a drugi człowiek cenniejszy niż wszystkie skarby świata.
Leave a Reply